Temat to prawdziwe kulisy wojny.
Miałem coś napisać o Ruskach (jakby się ktoś pytał dlaczego piszę Ruskie to uważam że Rosjan już zbytnio nie ma. Rosją rządzi specyficzny rodzaj KGBowsiej żydokomuny, do której lepiej pasuje słowo Ruskie).
Ale może nie o tym ale o kasie.
Niedawno u tradera napisałem parę komentarzy trochę w stylu apokaliptycznym o nadchodzącym krachu finansowym. Sugerując wyjście z giełdy i instrumentów pochodnych zwłaszcza takich jak ETFy. Więcej już o tym pisać nie będę. Któryś z Rotszyldów mawiał:
ostatnie 15% wzrostów zostawiam innym. Jeśli ktoś ma mocne nerwy to może się w to pobawić. Kto wie może to będzie nawet 20%?
W każdym razie ostatnie posunięcia FED każą poważnie przemyśleć sprawę. Ktoś może powiedzieć że wczorajszy FED to bardziej słowa niż czyny, że trzymają rękę na pulsie, nie pozwolą na krach. Rzecz w tym że to tylko kwestia wiary w dobrą wolę FED i elity bankowej. Jak wspominałem u tradera, nie widzę żadnych podstaw do wiary w ich dobrą wolę.
To co natomiast widzę to wielkie rozstawianie pionków i figur na światowej szachownicy w przygotowaniu na coś.
Ogólnie sprawa raczej nie jest skomplikowana, tylko raczej zapomniana. Od 2008 roku pojawiło się mnóstwo różnych spekulacji na temat krachu dotychczasowego systemu finansowego, który doszedł do kresu swojej wydolności. Równie naturalne były spekulacje dotyczące wojny, która jest dobrym rozwiązaniem na wszystko. Rok w rok ktoś oczekiwał krachu i nadchodzącej wojny. A nawet końca świata w 2012r.
Nic takiego jednak się nie stało. Bankierzy znaleźli sposób na „kres systemu finansowego”. U tradera był fajny artykuł dotyczący mało znanego wystąpienia Bena Bernake, który wyłożył dość dosłownie co może zostać uczynione (może dlatego zdjęli go ze stołka?). W każdym razie dla FED to co się działo nie było zaskoczeniem, ani też co robili potem nie było improwizacją.
Przez prawię dekadę FED i spółka chwytając się generalnie drukowania pieniądza potrafili utrzymać spokój a nawet w pewien sposób doprowadzić do jakiegoś ożywienia gospodarczego. Przez ten czas wszyscy wieszczący krachy zostali skompromitowani, coroczny koniec świata nie nadchodzi już tak długo że ludzie przestali weń wierzyć. Przeciwnie. Skoro Banki Centralne wystąpiły oficjalnie w roli drukarzy, zbawców ludzkości i skoro im to w sumie nieźle idzie to czemu nie miałoby to trwać dalej?
Wszyscy sceptycy zostali wykoszeni, będzie trwać dalej!
No dobra tylko co właściwie zrobiły Banki Centralne? Przecież tak naprawdę nie zmieniły Systemu. Nie wspomogły kasą szarego człowieczka. Przeciwnie, ich działania to wspomaganie kasą swoich krewnych i znajomych, konsolidacja władzy w rękach krewnych i znajomych. Ale najważniejsze jest uświadomienie sobie na co tak naprawdę wykorzystali ten długi czas, który sobie kupili drukując pieniądze.
W tej historii ludziom jakoś umyka to co jest najwyraźniejsze, to co jest najbardziej oczywiste. Otóż wszyscy zgadzają się że Banki Centralne uratowały świat, gospodarkę. Ale nie czynią tego myślowego kroku dalej. Skoro to od Banków zależy to co się dzieje to znaczy że to oni piszą politykę. To oni sprowadzają imigrantów. To od ich woli zależy byt rządów organizujących przewroty w krajach z polami ropy naftowej, to od ich woli zależy jakie sukcesy odniesie ISIS. Po prostu to od ich woli zależy na jakie przedsięwzięcia popłyną pieniądze.
A te jak widzimy płyną w dziwne miejsca. Do jakich wniosków powinniśmy dojść patrząc na co idą te pieniądze? Naprawdę mamy wierzyć że oni chcą dobrze?
Trik jest prosty. Jeśli dzieje się coś złego, jakieś podżeganie do wojny itp. To jest to wina polityków... Z ich snami o potędze, „bronieniu własnych interesów”... Haha, czyli czyich interesów? Przecież nie tych dobrych bankowców, którzy ratują świat i finansują tychże polityków i tychże politykę...
To siedzi gdzieś głęboko w mózgach ludzi.
Ale jeśli pozbędziemy się tego balastu to świat szybko stanie się prostszy:
FED i spółka kupiły sobie czas na... No cóż innego jak nie przygotowanie do wojny? Tego samego krachu i tej samej wojny, które miało dawno nadejść, rozwiązać sprawy, a o czym już wszyscy zdążyli zapomnieć i przestać wierzyć.
No więc po kolei:
Pierwszą ofiarą stała się Rosja. Napiszę o tym może później więcej bo to dla nas ważne. Ale obecnie w skrócie mamy taką sytuację że do 2013r. Rosja była cacy. A od 2014 stała amerykańskim wrogiem nr. 1. Nieważne kto jak i dlaczego. Ważne że tak jest. Do Polski i okolic trafiły obce wojska.
Europa podlega systematycznej destabilizacji dzięki imigrantom. Którzy bez ogromnego rządowego wsparcia nie mieliby szans na dotarcie do Europy. To jest naprawdę zabawna historia. Czemu mają służyć ci imigranci, skoro jak wiemy raczej nie służą jako tania siła robocza?
Bliski Wschód. Za sprawą ISIS mamy tam wielki chaos, radykalizację nastrojów. A nawet całkiem odjechane budowanie napięcia jak w przypadku ostatniej sprawy z Katarem.
Północna Afryka. Egipt, Libia zostały rozbite, zostały całkowicie podporządkowane „amerykańskim interesom”.
Indie. Doprowadzone do chaosu dzięki działaniom Modiego. Całkowicie fantastycznemu planowi (gdyby ktoś usłyszał o tym wcześniej) wycofania gotówki w kraju wydawałoby się najmniej do tego przystosowanemu.
Chiny.
I tu dochodzimy do sedna sprawy.
Rok temu wszyscy byli przekonani że prezydentem USA zostanie H. Clinton. Wszyscy się bali jej agresywnej postawy wobec Rosji. Amerykańscy preppersi szykowali się na koniec świata. A tu wygrał Trump. Preppersi odetchnęli, ale czy dobrze zrobili? Może Trump wygrał nie dlatego że pragnie pokoju ale przeciwnie! Bo pragnie wojny.
Trump jest lepszy od Clinton bo nie ukrywał że pragnie konfrontacji z Chinami, a to przecież poważniejszy gracz od Rosji. Oczywiście miała to być potyczka gospodarcza. Tylko że Trump nie ukrywał także że jest fanem przemysłu zbrojeniowego i amerykańskiej armii. Nie ukrywał że pragnie dofinansowania sił zbrojnych. Jeździ po Europie i chwali tych co wydają kasę na zbrojenia... A przecież Europejczycy nie będą się bić z Chińczykami...
Czyli w sumie co? Trump nie ukrywa że nie tylko Chiny ale także, tak jak Clinton, i Rosję uważa za potencjalne niebezpieczeństwo, wroga.
Na czele USA mamy nieprzewidywalnego człowieka, który nie ukrywa że silna armia to klucz do sukcesu ani też nie ukrywa że nie boi się konfrontacji. Czyż nie ciekawe? H. Clinton miała być prezydentem ponieważ miała mieć za sobą sektor finansowo-wojskowy. Jednak prezydentem został Trump, który podobno jest niezależny, wygrał wbrew woli finansistów i podżegaczy wojennych. Choć pasuje do tej roli lepiej niż Sekretarz Stanu wciskająca guzik pokoju z Ławrowem.
Ok. Mamy więc pięknie porozstawiane figury, pionki. Tym się zajęto w wolnym czasie. No i cóż, mamy zamknąć na to oczy i być przekonanym że Banki zadbają o dobrą formę giełdy i całej reszty?
Czy też zrozumieć obecne działania FED jako ostatnie ostrzeżenie? A właściwie może jako włączenie zapalnika do różnych ładunków wybuchowych, które nie zadziałają natychmiast ale gdy już to zrobią to będzie za późno.
Świat został uśpiony a Banki stały się mistrzami odwracania sytuacji. Wtedy kiedy już miał nastąpić wybuch, następnego dnia był piękny poranek, finanse triumfowały, sceptycy wtapiali. Przez ten czas ludzie masowo uwierzyli status quo. Czyż to nie piękna okazja by to właśnie teraz zrobić BUM?
To BUM o którym wszyscy mówią, kiedy znów nikt nie będzie winny. Zwłaszcza nikt nie będzie winny utopionych przez ludzi pieniędzy. Bo przecież ostrzegające głosy wciąż są liczne. Nawet banki w rodzaju Glodman Sachs ostrzegają przed przegrzaniem. Nawet FED mówi że trzeba uspokoić sytuację. Gdy nastąpi krach nie będzie można mieć pretensji do nikogo. Zwłaszcza kiedy dodatkowym usprawiedliwieniem okaże się napięta sytuacja geopolityczna.